Dotarcie tutaj byla masakra. Nie bylo miejsc w autobusie z Bagan to kupilismy bilety na lokal busa do polowy drogi. Na polskich 4 miejscach siedzielismy w 7 osob , a siedzenia to praktycznie deski. Trwalo to 6 godzin i przejechalismy okolo 100km. Jak wyszlsimy to mysleismy ze dupy i nogi nam poodpadaja. W Meikili zrobislismy przerwe na obiadek i wzielismy jakas ciezarowke zabepieczajac sie wygada. Dostalismy 4 birmanskie miejsca tylko dla nas. Siedzenia dalej twarde jak kamien. Okazalo sie ze dla zaoszczedzenia miejsca na bagaze podniesli sobie siedzeni i jechalismy 6 godzin (100 km) podkurczeni po gorskich drogach. Tutaj oprocz nog i dup tez kregoslup zaczal bolec.
Ogolnie przemieszczanie sie tutejszymi drogami daje duzo do myslenia. Srednio pokonuje sie dystanse z predkoscia 20 km/h. Wszelkie siedzenia i prowizorycznie przerobione busy i minibusy sa dla mikrusow a nie dla takich bykow jak my.
Oprocz widokow gorek najbardziej nam sie spodobalo jak tutaj sie budoje drogi. Za budowe drog w Birmie odpowiedzialne sa kobiety, ktore nosza pelne kosze kamieni i po ulozeniu ubijaja je nogami. Panowie sa odpowiedzialni za gotowanie smoly, ktora zalewaja pozniej te kamienie.
Zalokowalismy sie w hotelu Golden KalAnn za 8 dolkow/pokoj. Bardzo fajoska miejscowa w gorach. Pikny widok na wioche, szczegolnie o wschodzie slonca (rekompensuje cienkie sniadania). Goraca woda (nie pamietamy kiedy mielismy - gorski prysznic - faceci wiedza o co biega - oki kobity rowniez). Wporzo gosciu (rysy chinskie) dal nam mapke (zfotogrfowac) i zreferowal teren. POLECAMY. Temperatura w dzien okolo 30 a w nocy moze spadac do zera. Przewodnicy biora 10000 kyatow od glowy za dzien treku. Doszlismy do wniosku ze damy rade sami. Takze jutro ruszamy w gorki z fotka mapy poznawac lokalne plemiona.
Net muli standardowo - fotek nie da rady dodawac. Z internetem (obecnie) w Birmie jest tak " pojawia sie i znika". Jak trafisz to korzystaj, bo za chwilke moze go nie byc na kilka dni - po to zeby sie pojawic na pare godz. sek....
12sty styczen
Ruszylismy z ranka w goreczki. Standardowo sami bez przewodnika.
JAk to w gorkach - cudownie - (1 pifko na dzien na trasie - kazdy Tropiciel wie o co biega). Pikna trasa, nadzwyczajne poty na koszulkach. Czerwony szlak i szum mysli w glowie.
Swoje szlaki, swoje mysli i niepowtarzlne chwilowe rozmowy z ludzmi, ktorzy w ogole Ciebie nie rozumieja. Cudownie jest sie dogadywac z ludzmi bez slow.
Standardowo chodzimy swoimi drozkami - dla tych, ktorzy nie lubia miec 5tego kola u... polecamy ruszac na szlak bez obawy, ze nie dojdziesz - zawsze gdzies dojdziesz - powiedzialby ten, ktory lubi plynac...
Gory to sa gory ale gory w styczniu bez sniegu to sa...hmm - Gory - i w Birmie i z plemionami, w ktorych odczuwa sie co to jest pierwotnosc ludzkiego istnienia...
Wyladowalismy, tam gdzie nie myslelismy, ze wyladujemy - czyli standarowo w naszych wyprawach. Wstan i idz Glupcze - ktos kiedys Madry powiedzial...
Odplynelismy troche od watku ale "Tak to Juz jest nam pisane" ... w pewnym momencie orientujemy sie, ze slonce zbliza sie do spania, a my gdzies tam w trasie. Spotykamy tory i stwierdzamy, iz to jedyna szansa na dotarcie (pewne) do domu (hotel w Kalaw). (po dzungli (w gorach tutaj i w sumie ogolnie w Azji) chodzi sie ciezko w sense orientacji, (co rusz jakies sciezki odbijaja, zadko spotyka sie tutejszego - a jak juz spotkasz to trzeba sie nagadac (namachac, nacudowac) zeby zrozumial o co nam chodzi.
Napazamy po torach, (w oparciu o orientacje na sloncu). Po jakims czasie docieramy do dworca PKP (PKP prawie w Birmie nie istnieje - tory glownej trasy to tak jak u nas do cegielni waskotorowka).
Okazuje sie, ze szlismy w dobrym kierunku (bravo tropicielski zmysl istnienia) ale zostalo nam jeszcze 10km (a mamy w nogach juz od 8 rano z pol kilosa). Wsiadamy na motorki za (2000 ky - 7 zyla) i zjazdowa...
Rormalnie cudowny dzionek poza rzeczywistoscia....