Poniedzialek o 16 jedziemy samochodem z Pawlem do Poznania na wielkie lotnisku zwane Lawica. Odprawe mielismy juz zrobiona przez internet takze wszystko poszlo bezproblemowo. Lecielismy Ryanairem i ogolnie to w samolocie mozna sie poczuc jakby to byl miejski zatloczony autobus. Skupisko ludzi a stewardesy jakby pracowali za kare i handel jak na bazarze. Londujemy na Stansted a odlot mamy z Gatwick. Dojezdzamy za 18 funtow za osobe (najtanszy dojazd) z dwoma przesiadkami pociagiem do Totenham Hall i Victoria Station i do Gatwicka jestesmy okolo 23. Garujemy tam do 10.00 rano.
W koncu doczekalismy sie poranka - odprawa - i w koncu w samolocie do Dubaju.
Dostalismy miejsca jako jedyni w samolocie, ktore na poczatku nie mialy komputerkow i stolikow do posilkow i klops zarcia zero picia zero a tu cala noc byla bez jedzenia i przed nami nastepne 8 godzin lotu. Oczywiscie my wiesniaki z wielkiego miasta powoli sie odnalezlismy i jadelko bylo dobre i komputerki z filmami i gierkami i troszeczku popifkowalismy. Takze podroz nam zleciala gitesowsko z ekstra obsluga - piknymi paniamy z Emiratow Arabskich.
I naszym kumplem zwanym Zyga z Indii, ktory siedzial kolo Rafala i gadal tak ze nic nie mozna bylo go zrozumiec i pachnial indyjskim zarciem prosto z Gangesu. A pifka z nami nie chcial pic bo jechal do domku i musi byc trzezwy - napije sie w powrocie.
Jo jestesmy o 21 w Dubaju i przed nami kolejne 12 godzin garowania na lotnisku.
Lotnisku to normalnie szok. Ogromniaste - 160 gejtow - szlismy godzine w jedna strone - no bez kitu mialo z 3 km. Wielkie przestronne i od zarypca wiary roznej narodowosci ale glownie szejki bez skarpetek.
Ceny kosmiczne - ale jak to my poszlismy do jedynego pubu na lotnisku i pilismy najlepsze pifko w swoim zyciu, pewnie dlatego, ze kosztowalo nas 40 zlotych polskich za pifko. Od tamtej pory nie mamy problemow z przeliczniem na plska walute.
Odprawa i wylot o 9.40 Airbusem 330 przed nami 8 godzin lotu do Honk Kongu. Tym razem wszystko gites popifkowalismy, winkowalismy i dolalismy wodzi.
Bylismy najlepszymi klientami samolotu, az stjuardeska kiedy zamawialismy kolejne browary i 50tki i oddawalismy kolejne puste puszki powiedziala do nas spasiba. Wzbudzilo to u nas totalny wybuch smiechu ale kulturalnie odpowiedzielismy pazalsta.
Po 48 godzinach od startu z Zielonej Gory jestesmy w Honk Kongu.