No i stalo sie jestesmy na ponocy Indii w miescie herbacianym u podnozy Himalajow. Gory, zielen, cisza, ptaszki, malpy i nie ma szczurow. Szczyty Himalajow w zasiegu wzroku i zbocza gor porosniete herbata.
JEDNYM ZDANIEM: INNY SWIAT INNI LUDZIE.
I dalej pokrotce: nie smierdzi, nie musisz omijac gowien, praktycznie brak smieci na ulicach, nie nagabuja, swieze, rzeskie, ostre gorskie powietrze, ludzie jacys noramalni, zadbani, dzieci poubierane usmiechniete ( no wlasnie nasze spstrzezenie, ze w tamtych Indiach to na ulicach brak jest usmiechu, smiechu - z drugiej strony to nie ma z czego).
Miejscowosc gorski kurorcik (ala nasz Zakopiec, Karpacz), bialasow nie za duzo zato duzo chindusow.
I co najwazniesze wyczuwasz bliskosc Himalajow. Ciekawy klimat bo: niby zima, w dzien ok. 10stopni no ok 5. a tu wokolo zieloniutko. Jak siedzisz na sloneczku to goraco.
Na szczycie gory na ktorej znajduje sie miasteczko jest taki placyka (ala ryneczek) duzo lawek i ludziska sobie siedza i gaworza. Znalezlismy bardzo ekstara hotelik obok tego ryneczku (jak to my za jedyne 20 zl/pokoj - oczywiscie mielismy propozycje za 100).
Szef ni w zab angielskiego ale bardzo pozytywny typ. Kazda rozmowa konczy sie ostrym smiechem do bolu (oczywiscie kazdy sie smieje z innego) ale jakos dogadujemy sie.
Dal nam pokoj z TV ale po wlaczeniu o malo nam nie wybuch. Jak nas nie ma odkreca nam kurki, zebysmy nie mieli cieplej wody pod prysznicem - ale na polska mysl inzynierska nie ma bata!!!!!!
Ogolnie nocki chlodne, chodzimy na swiezo zerwanej pazonej herbatce, czosnku, rzepie, cytrynach i pod lekkim pradem- ogolnie na staropolskich babcinych sposobach takze nie dajemy sie tutejszym wirusom i zarazom (zreszta tak jak na calej wyprawie).
Jest piknie jak w gorskim sanatorium - polecamy wszystkim.