Kolejny dzien w Indiach gdzie syf zapiera oddech a widok powodowac moglby wymioty gdyby nie tutejszy wiskacz popijany dla odkazenia i zdrowotnosci:)). Ogolnie bardzo trudno dostac alkohol - sklepy alkoholowe widzielilsmy ze dwa :)).
Dzisiaj dowiedzielismy sie, ze tu ostro malaria czysci ulice - kupilismy wiec masc i jadymy dalej.
Mielismy jechac dzisiaj do Kalkuty (w Kalkuie Matka Teresa zrobila bardzo duzo ale takich Matek musialoby byc XXX - podobno najwiekszy syf w Indiach ) nastapila zmiana planow. Plan byl zeby wyjezdzac z Indii poprzez Nepal (i skrocic czas do minimum pobytu w Bangladeszu - tam najprawdopodobniej jeszcze wiekszy syf niz w IndiACH).
Ostataecznie jedziemy na polnoc Indii w rejony Himalii i pozniej do zaglebia herbaty ASSAM. Tam powinno byc mniej syfu a bardziej przyrody i liczymy na to, iz ludzie gor maja wiekszy szacunek do ziemi (i przy okazji do siebie).
Odalismy stare bilety do Kalkuty (zabrali okolo 30% kasy) i kupilismy bilety Jalpaiguri (cena okolo 20 zl - jutro wyjazd o 11 rano i o 4 rano jestesmy blyskawicznie na miejscu (te pare godzinek w pociagu wiecej dlatego kupilismy juz cztery miesca :))
Dzisiaj od rana to bylo rozpracowywanie daleszego kierunku wyprawy. W koncu znalezlismy kawalek trawnika gdzie mozna bylo polezec byl to kompleks budynkow tutejszego Uniwerku.
Zostalismy w tym samym hotelu i gotujemy sie na jutrzejszy wyjazd. Najprawdopodobniej bedziemy musieli zaopatrzyc sie w cieplejse ciuchy bo tam temperatura w nocy moze spadac do zera. Tutaj mamy kolo 10.