Jestesmy w Bangladeszu.
Odprawa trwala z jakies 2 godzinki (papierkologia zmaksymalizowana). Na pierwszy rzut oka wydaje sie byc troche czysciej. Chociaz przygraniczna rzeczka plynaca z Indii do Bangla to standardowy sciek otwarty.
Do pobliskiego miasteczka dojechalismy tuktukiem za 60 taka. A tam tlumy i setki wpatrujacych sie oczow. W jednej chwili obstepuje cie chmara Bengalow i nie pitoli sie tylko bez skrempowania sie na ciebie gapi.
Na pekapie i na ulicach wszedzie ciagna za nami setki ludzikow.
Okazalo sie, ze nie ma biletow na miejsca siedzace i lepiej pojechac do pobliskiego wiekszego miasta (wojewodzkiego) Brahmanbaria tuktuk 300taka.
Zajechalismy i tam dopiero tlumy - ale bardzo pozytywni ludzie. Oczywiscie kolejka do kasy malutka. To podeszlismy obok, dojrzeli nas kasierzy i zaczelo sie. Zaczelismy byc traktowani jak jakies Vipy. Szef stacji, policjant zostal po sluzbie. Odganiali ludzi od nas - i momentalnie nas zaprowadzili do poczekalni dostepnej tylko dla wybrancow. Wyczuwalo sie od nich - troske. W jedenej na jedej nodze chwili ktos polecial po bilety (105 taka, niestety nie bylo siedzacych i to bylo juz poza ich zasiegiem.
Kiedy chcielismy zostawic plecaki i pojsc cos zjesc, jeden z facetow okazal sie byc szefem jadlodajni i pod obstawa podeszlismy na kolacyjke. Policjant grzecznie aczkolwiek stanowczo wyprosil od stolik a siedzacych Bengalusow i bialasy zasiedli do jedzenia. Jedzonko bardzo dobre i co rusz ktos podchodzil i pytal sie czy w porzadku. Pojedlismy i poszlismy na dworzec odprowadzani setkami zadziwionych spojrzen. Do pociagu mielismy jeszcze godzinke i zostalismy poczestowani herbatka.
W pociagu standard polski, udalo nam sie czesciowo posiedziec. Co rusz ktos (taki co cos tam czai po angielsku) podchodzi i zadaje setki pytan (kto ty, skad, jak itd). Po 6 godzinach jestesmy w CHitagongu okolo godziny 23.
Nie mamy ichnej kasy a bankomaty nie dzialaja. Wymieniamy w jakims hotelu 100 dolcow i szukamy pekaesu (przewodniki Lonelyplanet po raz kolejny daja ciala).
Po prawie 2 godzinnym nocnym poszukiwaniu trafiamy na pekaes i fuksem wlasnie za 10 minut (o 3 am) odjezdza pierwszy bus do Coxbazar (180 taka). Podroz miala planowa trwac 3 godzinki (zalezy od korkow). Zajelismy caly tyl busa i w kimono.
Pierwsze wrazenia z Bangladeszu to w porownaniu do Indii to czystszy kraj i ludzie. Jezeli ktos chce poczuc samotnosc to nie ma szans. Na kazdym kroku ludzie gapiacy sie na Ciebie, chcacy sobie z Toba robic zdjecia i zadawc pytania nie do konca zrozumiale.
Jestes gwiazda wal do Bangla. My bedziemy probowali znalesc jakies ustronniejsze miejsce w tym kraju (jezeli jest to w ogole realne) - plazunia, cieplutka wodiczka i zimniutkie piweczko - czas pokaze!!!!!