W Bagan zawitalismy poznym wieczorkiem. Hotelik za 10 dolkow ze snadankiem. Wieczorne pifko-Myanmar z kija i plany na jutrzejszy dzionek.
Chcielismy cos podzialac na necie i nawte udalo nam sie znalesc pare kafejek. Ale okazalo sie, ze nie dziala w calym miescie i nikt nie wie dlaczego. Pozniej okazalo sie, ze kolejne 3 dni nie dzialal. Podobno junta ulepsza lacza - co jakis czas przez kilka dni, tylko efektow nie widac.
Nastepny dzionek od rana chodzimy po przepieknych odlotowych swiatyniach. Gawedzimy z dziewczynami na wiosce i tak zeszlo nam w trasie osiem godzin. Nie oplaca sie brac rowerka - lepiej czuc klimat chodzac.