Po 3 godzinnej jezdzie busem wyladowalismy o 23 w Pingxiang (dziura zabita chinskimi dechami okolo 10 km od granicy z Wietnamem) ale jest kafejka internetowa. Jest 2 w nocy a nam znowu spac sie nie chce. Ale po kolei.
Wysiedlismy z busa i szok ciemno glucho busstation zamkniety i nic juz nie jedzie.
Zaatakowali nas kolesie z tuktukami (takie motorki z naczepami do przewozu wszystkiego - czyli ludzi). Oczywiscie nikt ni w zab po angielsku.
W pewnym momencie podjechal chlopaczek i zaczal cos tam po chinoangielsku - ze nas powiezie tuktukiem gdzies tam 4 km - (wszyscy sie smieja nie wiadomo z czego ale stwierdzilismy, ze glaby smieja sie z tego chlopaczka, ze on probuje po angielsku sie z nami dogadac - no i zaryzykowalismy.
Zawiozl nas na jak sie okazalo stacje PKP (za jedyne 5 jankesow), jednak tam juz pozamykane. Wrocilismy z nim z powrotem i zadokowalismy sie w hotelu przy stacji PKS (50 jankesow za pokoj 2-os.)
Jutro nasz kolega Stefan od tuktuka o 7 rano bedzie przy hotelu i powiezie nas na granice z Vietnamem (20 jankesow). Przekroczymy granice i stamtad zlapiemy jakis bus do Hanoi.
Zjedlismy jeszcze kolacyjke ale mamy obawy co do jej jakosci czy to ryz sie ruszal czy my bylismy przemeczeni. Na wszelki wypadek dezynfekujemy przy kompach alkoholikiem (chinskie brandy o smaku maggi zapijamy pifkiem)
Co dalej bedzie to na pewno sie okaze...
Trzymka i pozdrowka od nas.
Jest 3 - postanawiamy dokupic jeszcze godzinke - o 7 wyjazd (chyba nas zgarna bezposrednio z kafejki :))
Szymon zamawia neta : "To samo k... please":)
Wlasnie doszukujemy sie, ze 22 lipca ma byc najwieksze zacmienie slonca XXI wieku i tu u nas w chinach bedzie ekstra je w idac (7 minut). Jo wrzucamy fotke-onlajn jak wygladamy 3.36 rankiem spadamy do spania - dezynfekcja dziala - o 7 wyjazd - do nastepnego - Trzymajata sie BRAC!!!!