Z rana wstalismy z nadzieja, ze jednak autobus jedzie i ruszylismy z Japoncem na PKS o 5 rano. BAbka z okienka znala chyba dwa slowa po angielsku NO BUS, no moze jeszcze okej jej sie obilo o uszy. Ruszylismy zatem taksa na granice zaz 300 000 dongsow. Granice otwieraja o 7 wiec troche poczekalismy. Dolaczyla do nas parka z Anglii i laska tez z Anglii , ktora jest juz w podrozy ponad 4 miechy i zjezdza do domu dopiero na swieta.
Po otwarciu granicy wietnamskiej okazalo sie ze musimy trzaskac ok 6 km z buta do granicy laosu. Najlepszy byl Japoniec m ktory mial wielki plecak i do tego torbe podrozna - mowil ze ciezka bo ma tam duzo elektroniki. - na trasie pozniej nam meldowal ile na godzine jedziemy i takie tam pierdoly:)
Dalismy rade, ale po przejsciu okazlalo sie ze znowu jestesmy w d.... bo do wioski mamy ok 38 km a nic tam nie jezdzi oprocz tego autobusu z Dien Bien. Celnicy zaproponawali nam podwozke za ok 50 dolcow od glowy, oczywiscie zabilismy ich smiechem.
W namiocie niedaleko przejscia w namiocie siedziala jakas ekipa co doprowadzala prad do przejscia, po jakies godzinnej gadce zgodzili sie nas podwiezc za 60 dolcow na pace. Jechalismy kretymi drozkami ponad 4 godziny i dotarlismy do jakiejs wichurki z ktorej odplywaja lodzie. Dobra akcja byla z przejezdzaniem przez rzeki. Na calej trasie nie bylo mostow a rzek ok 6 Koles podjezdzal patrzyl czy da rade i ruszal przez rzeke:)
Ogolnie juz na wjezdzie do Laosu nam sie spodobalo, dzungla i jakies chatki bambusowe ukryte w gaszczu. Ludzie inni niz w wietnamie czy chinach, tacy bardziej normalni.
Na wichurce zjedlismy jakas zupe wypilismy po browarku pozegnalismy sie z JAponcem i ruszylimy wynajeta lodka do Muang Ngoi (12 dolcow od glowy).
Na wichurce wynajelismy chatke za 30 000 Kiepow i poszlismy sie dezynfekowac. Wichurka bardzo skomercjonalizowana, sporo bialasow ale ogolnie bylo git. Polatalismy po chatkach , ludzie nam pokazali jak robia zarelko, szyja czy tam cos haftuja. W pewnym momencie na wiosce wylaczyli prad. Okazlao sie , ze prad maja tylko do ok 21. Na drugi dzionek ruszylismy do kolejnej wioski.