Jo - jestesmy w Lao. Tym razem w Vang Vieng. Jest godzina 4 rano, wywalili nas na jakies wuchurze, ciemno jak ... ciemno. Mielismy zamiar przekoczowac gdzies przy sklepie. Sklepiku nie bylo - ale znalezlismy najlepszy hostelik w Vang Vieng (koszt 40 000 za pokoj 2 os.).
Spanko (tym razem z jedna jaszczurka) i o 8 rura w teren (wycieczka 105 000 LAK na os).
Cudo przyrody.
Jaskinia do ktorej wplywa sie dziureczka, ktorej normalnie nie odwiedzaja takie wieloryby jak my (zalacznik na fotce).
Trasa trwala okolo 1,5 godziny i to byla jazda bez trzymanki (grupa 7 osobowa). Czesc trasy pokonywalismy woda na oponach, czesc po cycki w wodzie a czesc czolgajac sie w blocku bo tak bylo nisko. Ciemno jak ... ale mamy latareczki. Ekstra odjazd - polecamy z calego serca.
Po tym kolejna jazda splyw kajkowy (te same 7 osob i dwoch Laopoeple- przewoenikow) na ktorym, my wywrotek mielismy trzy (reszta tez non stop lezala), anglice troszke porozwalali nogi i rece.
Po drodze wpadamy do przyrzecznej knajpki (na okolo 4 km jest 7 knjapek gdzie ludzie pija (zeby nie powiedziec chleja), tarzaja sie w blocie, skacza z roznych skoczni do rzeki) poprostu bawia sie - nie omieszkalismy sprobowac.
Chcemy tam zorganizowac - tygodniowa bibke dla znajomych - idealne miejsce.
Doplywamy do Vang Vieng okolo 18. Lecimy do hotelu na PKS, bo plan jest zeby spadac.
W hoteliku na nocniku - to najlepszy hostelik w Vang Vieng. Bardzo dobrze hoduja tam kanarki.