Cze jestesmy w Vientiane o 4 i do 6 czekamy az otwrza nam hotel.
Atakuja nas tranzystory - nie dajemy sie. rzynajmniej probujemy
Ogolnie miasto jest super - stolica w ktorej kury po ulicach biegaja , ma rewelacyjny klimat, klasztor na klasztorze i co najwazniejsze malo turystow. W jeden dzien mozna obejsc cale miasto. Polecamy goraco.
DObra akcja byla jak wracalismy do hotelu ok 23. Podjezdza jakis wymalowany facet w sukience i proponuje bum bum, ogolnie proponwal wszystko. Perfida na maxa. Normalny typ, bary bicepsy itp. mowiacy do tego basikiem. Jechal za nami jakies 20 min, mielismy konkretna zlewe przez ten czas. Ale jak doszlismy do hotelu patrzymy a on parkuje motorek pod drzwiami i rusza za nami, wtedy to dalismy dluga po schodach do gory. Po raz pierwszy uciekalismy przed tranzystorem:)
Wyjazd z vientane tez byl dobry ale w sumie juz nas takie rzeczy nie zaskakuja. Czekamy na podwozke z biura turystycznego na PKS. nagle podjezdza taki polski Zuk z 13 ludzmi w srodku (kazdy z nich oczywiscie z calym zaladunkiem) , do srodka weszly tylko nasze plecaki, my niczym smieciarze stalismy na barierce trzymajac sie bocznego slupka. Jedziemy jakies 300 metrow Zuk staje , jeszcze dwie osoby do zabrania, jechalimy w czworke na barierce. i tak w sumie na zewnatrz bylo lepiej bo w srodku scisk na maxa. Po drodze jeszcze chcieli dwoch kolesi dorzucic , ale juz nie dalo rady.
Drigi dzuien mial byc dniem technicznym - pocztowki, paczka z pamiatkami do polski, wymyslenie w koncy u trasy itp. Zaczelismy od paczki bo nakupilismy od hmongow jakies szmaty i inne pamiatki. Poszlismy na poczte wszystko uzgodnilismy z DHL. Wrocilismy do hotelu zrobilismy paczke na 10 kilo. Zakleilismy kazdy rog oby sie nie rozwalila po drodze. A tu lipa , okazalo sie ze PAni podawalal nam ceny w dolarach a nie w kiepach wczesniej i wyslanie paczki to koszt ok 1000 z. Reszte dnia spedzilismy z paczka. Pojechalismy m.in. do parku Buddy i na chybcika chcielismy wskoczyc do busa o 20.30 do Pakse.