Po wjechaniu do miasta widac prawdziwa kambodze. Brud i smrod dookola. Po zakotwiczeniu w hotelu poszlismy "pozwiedzac"miasto. Ruszylismy standardowo na jakas biedna dzielnie miasta. Sporo atrakcji zobaczylismy typu miejski kowal robiacy maczety, lokalna fabryka lodu (to nam pokazala ze dobrze robimy nie pijac niczego z lodem) i sporo innych garazowych firm.
Znalezlismy tez jakas misje chrzescijanska. Organizowali akurat zabawy dla dzieci z pobliskich wiosek. Pozytywny koles. Wolontariusze pomalowani poprzebierani. Dzieci bylo kiklaset. ROzmawialismy z jedna laska ze stanow i mowila ze 150 dzieci mieszka na stale u ksiezy.
Najwiekszym problemem bylo znalezienie piwa. Szukalismy go ok 3 godziny w upale ponad 40 stopni. Nerwy pomalu puszczaly. Przejscie przez bazar bez puszczenia pawia graniczy z cudem, ale bylismy zdesperowani, chcialo nam sie pic i z duma musimy powiedziec ze dalismy rade ale brona nie znalezlismy. W koncu znalezlismy dzielnice dla bialych i nadzianych zoltych i tzrasnelismy po browarku. Mila niespodzianka byla nasza ulubiona wyborowa na polce w sklepie. Tam ponawijalismy z jakims kolesiem , ktory pozniej zabral nas na lokalna dyske. Potancowalismy do polnocy i spac.
Dzisiaj jedziemy do Tajlandii. Plan nasz chwilowo jest taki zeby znalezc plaze i znowu sie pobyczyc